27.03.2024

Grający Papkin, czyli Zemsta coraz bardziej osobista

GRAJĄC PAPKINA, CZYLI ZEMSTA CORAZ BARDZIEJ OSOBISTA
GRAJĄC PAPKINA, CZYLI ZEMSTA CORAZ BARDZIEJ OSOBISTA

Grający Papkin, czyli Zemsta coraz bardziej osobista

Rola Papkina bez przepocenia czterech koszul na scenie Teatru Polskiego nie istnieje. Rytm wiersza Fredry, osobista ekspresja postaci i o kilka centymetrów dłuższy krok wymagają głębszego oddechu i wysiłku fizycznego maratończyka.

PAPKIN ŁOMNICKIEGO

„Ta scena jest za duża na ośmiozgłoskowiec!” – żalił się Tadeusz Łomnicki po zagraniu Papkina w Teatrze Polskim w Warszawie w reżyserii Dejmka. Choć problem jest poważny, bezpośrednio i ściśle powiązany ze sztuką scenicznej interpretacji wiersza, brzmiało to niczym porzekadło o baletnicy i rąbku spódnicy. Nie mogłem sobie wtedy wyobrazić, że jakakolwiek scena może być za duża dla Łomnickiego, jedynego znanego mi aktora godnego miana Atlety Serca, które stworzył Artaud. Zanim jeszcze Łom zagrał Papkina, większość ludzi teatru wiedziała, że będzie to fredrowskie arcydzieło. Powszechna była pewność, że w owym czasie nie było lepszego aktora do zagrania tej roli. Kontekst niedawnego oddania legitymacji partyjnej przez wielkiego aktora tylko wyostrzał apetyty koneserów teatru. Wreszcie stało się, obejrzałem piękny spektakl, który miał wiele olśniewających scen. Tadeusz Bartosik był najpełniejszym Cześnikiem, jakiego widziałem.

 

Nie umiem sobie wyobrazić, że zobaczę lepszego. Swobodnie utrzymany rytm, bogactwo intonacji, ogromny diapazon emocjonalny, doskonały timing dowcipu, wreszcie skuteczność komunikowania się z widownią. Bogdan Baer, niższy i zajmujący znacznie mniej przestrzeni od Bartosika, grał Dyndalskiego jako doskonałego towarzysza, zapatrzonego w swego pryncypała. Z demonstracyjnym skupieniem doskonale się do niego dostosowywał, zatwierdzając subtelnymi gestami jego racje, nawet gdy „wydawało mu się”, że się z nimi nie zgadza… A przemieszczał się, podskakując, jakby chciał doskoczyć do wysoko zawieszonej poprzeczki. Przyznam jednak, że postać Dyndalskiego zawsze odnoszę do dzieła stworzonego przez Aleksandra Dzwonkowskiego
w telewizyjnej wersji Zemsty (1972) wyreżyserowanej przez Jana Świderskiego. Tak też czynię z Papkinem Wojciecha

 

Pokory w tym samym przedstawieniu. Może to sprawa pierwszego razu? W teatralnej wersji przedstawienia Świderskiego Papkina grał Gołas, budząc powszechny podziw kolegów z środowiska. Nie widziałem go, ale środowiskowa plotka głosiła, że dominował przedstawienie w takim stopniu, że nie mógł grać w wersji telewizyjnej…

 

U Dejmka Papkin zdawał się być pomyślany na Łomnickiego. Największe wrażenie wywarły na mnie wypowiadane przez niego wersy: „Ach, co robisz Podstolino? Z twej przyczyny wszyscy zginą!” – wypowiadane były przez Łomnickiego w tempie i z mocą strzałów karabinu maszynowego. Były jakby z innego przedstawienia! Dawały szczególnie dojmujące wyobrażenie mentalnej nędzy Papkina, jego lęku, trwogi czy wręcz paniki, która nim powodowała. Na chwilę znikała komedia. Aż do czasu lekkiej, pełnej dystansu riposty Podstoliny – Anny Seniuk, która przywracała dowcip dialogu ze zdwojoną mocą, wykorzystując bezbłędnie potencjał zmiany atmosfer. Ale…

 

Po jednym z przedstawień na widowni spotkałem Marię Bojarską. Zachęcony przez nią wszedłem za kulisy, do garderoby nr 2, tuż przy wejściu na scenę. Łomnicki stał bez koszuli. Od nasady szyi przez cały mostek biegła ogromna szrama po operacji serca. Ucieszył się, że przyszedłem. Szczerze mu dziękowałem. „Nie… to już nie to…” – powiedział szorstko, dość niespodziewanie zmieniając ton początkowo miłej rozmowy. Nie był zadowolony ze swojej pracy. Nie była to jego największa rola. Dość szybko dał się zastąpić i wyszedł z eksploatacji przedstawienia.

 

Kilka miesięcy wcześniej grałem pod jego kierunkiem Achillesa Bluma, swoją rolę dyplomową w Karierze Alfa OmegiTuwima/Hemara. Po zakończeniu cyklu przedstawień odbył z naszym zespołem ostatnie spotkanie w szkolnym bufecie na Miodowej. Dziękował nam w szczególny sposób. Każdemu starał się dać jakąś wskazówkę ściśle aktorską do roli, którą może jeszcze kiedyś zagrać. Krzysztofowi Stelmaszykowi opowiadał, z jaką radością Otello, dowiedziawszy się o intrygach Jagona i nabrawszy pewności, że Desdemona go nie zdradzała, popełnia samobójstwo przez otrucie się trucizną ukrytą w pierścieniu. Zapamiętałem uśmiech i szeroki, płynny gest. Krzysztof, jak mi się przyznał swego czasu w garderobie Narodowego, też zapamiętał. „Ale mamy tu przecież także komików!” – zwróciwszy się do mnie, Łom zaczął tłumaczyć złożoną dramaturgię bardzo długiej frazy monologu Papkina zaczynającej się od słów: „Jak w dezertej Arabii…”. Sądzę, że coś z tego do mnie dotarło. Kiedy kilka miesięcy później widziałem tę frazę w jego wykonaniu na scenie Polskiego, wydawało mi się, że zbyt ostentacyjnie bawi się jej wielopiętrowością na niekorzyść zajmowania się Klarą, którą grała jego niedawna studentka – Dorota Dobrowolska. Raz, o zgrozo, zabrakło mu oddechu… Za bardzo się rozpędził.

 

MÓJ PAPKIN

 

Prawie trzydzieści lat później na tej samej scenie grałem Papkina, Klarą zaś była moja była studentka – Lidia Sadowa. Bardzo pilnowałem oddechu. Każde jego dobranie było związane z obserwacją Klary. Mój monolog musiał być częścią uwodzenia, wymiany gestów, spojrzeń – rozmowy wykraczającej poza słowa. Bardzo na to zwracał uwagę reżyser, ale jeszcze bardziej Lidka. Grało nam się świetnie. Publiczność zdawała się nas akceptować.

 

Reżyserował nas Krzysztof Jasiński. Imponował mi nieustannie błyskotliwością w dostrzeganiu szczegółów, w postrzeganiu bohaterów. Uważał, że Papkin jest najinteligentniejszą postacią tej komedii. W jego życiowej sytuacji bez takich dyspozycji zwyczajnie nie przeżyłby – sugerował. Inna rzecz jego charakter, który jest jego losem – przypominał myśl Heraklita z Efezu. Wiedział co trzeba o każdym wersie Zemsty. Umiał ją na pamięć już na drugim roku w szkole teatralnej. Dziś, po zagraniu Papkina i Cześnika, ja też ją… prawie umiem… bo… Wszystko zależy od intensywności gry, wspólnego tempa, no i dobrej energii płynącej od widowni. Drobne uchybienie rytmowi, utrata ciągłości melodyki, zbyt duża energia, zbyt mała, rąbek spódnicy… Najszczerzej mówiąc, czort wie, dlaczego jakieś słówko nagle się omsknie, przekręci i rytm się zgubi…

 

Poza tym, że taki błąd psuje robotę wszystkim na scenie, zdarza się, że wyzwala nadzwyczajną inwencję partnera, która przynosi ratunek. Na kwestię Dyndalskiego: „Rumatyzmy jakieś łupią”, Cześnik odpowiada: „Ot, co powiesz, wszystko głupio!”. Nagłe zastępstwo w roli Dyndalskiego i związany z tym stres popsuł pewnemu aktorowi ten wers, zmieniając ostatnie jego słowo na „gniotą”. Na co grający Cześnika Jerzy Leszczyński odpowiedział podobno bez chwili zawahania:
„Co ty bredzisz idyjoto!” – zachowując rytm, rym, emocjonalne tempo i sens dialogu.

 

Swego czasu było mi bardzo przykro, gdy na podobnym potknięciu przyłapał mnie Maciej Szeptycki, praprapraprawnuk Fredry. On umie Zemstę na pamięć perfekcyjnie. Uważa to za swój obowiązek rodzinny. U progu ostatniej wiosny, w Radziejowicach, podczas warsztatów fredrowskich, spotkał się ze studentami II roku kierunku aktorstwo Akademii Teatralnej. Opowiadał im przez ponad dwie godziny, posługując się świadomie wybranym stylem języka znanym z Trzy po trzy, jak dorastał do swego rodzinnego dziedzictwa. Przywiózł ze sobą talerz, na którym jadał Fredro i który, podobnie jak wiele innych rodzinnych pamiątek, z upływem czasu nabierał dla niego znaczenia i wartości. Opowiadał o uśmiechu umierającej prababci, który rozjaśnił jej twarz na wieść o odzyskaniu części dóbr rodzinnych w Łaszczowie. Wywarł na studentach ogromne wrażenie. Przybliżył im bardzo Fredrę przez… siebie. Mnie też. Wszyscy poczuliśmy bliskość z człowiekiem, którego dzieła zamierzaliśmy studiować. A że „tekst to człowiek”, jego teksty też stawały nam się bliższe. Studenci zażądali, bym koniecznie zaprosił pana Macieja na nasz egzamin.

 

Zaprosiłem. Nie mógł niestety przyjechać, bo nasz egzamin odbywał się 20 czerwca, dokładnie w dwieście trzydzieste urodziny Fredry, które on świętował w Łaszczowie. Będzie tam budował Dom Komedii. Jego projekt prezentował podczas tegorocznych Imienin Jana Kochanowskiego, wielkiego pikniku w ogrodzie Krasińskich. Papkina w Zemście Jasińskiego pierwotnie miał grać Wojtek Pszoniak. Cześnika – Daniel Olbrychski, Rejenta – Andrzej Seweryn. Taka Zemsta z Ziemią obiecaną w tle. Pomysł wydawał się przedni. Wszyscy trzej mieli swe role już przepróbowane. Daniel u Łapickiego, Andrzej u Wajdy, Wojtek u Hübnera. Och!… Zemsto Hübnera! Ile cię trzeba cenić… nikt się nie dowie, kto cię nie widział! Wielkość tego przedstawienia zawierała się z jednej strony w demonstracji niemożności, czy wręcz niechęci wystawiania komedii Fredry, z drugiej w nadzwyczajnej perfekcji wykonawczej i towarzyszącej jej swobodzie aktorów. Rolę Wojtka, przyznam, słabo pamiętam. Za to żywo stoją mi w pamięci Bronisław Pawlik, który grał Cześnika, i Władek Kowalski, który grał Rejenta. Oni dla mnie rządzili tym przedstawieniem. Kowalski, mniej więcej w tym samym czasie, z drugą grupą mojego roku (razem z Mariuszem Benoit) robił sceny z Zemsty. Nie było mowy o tym, by sięgać szczytów Hübnerowskich. Chodziło o wymagający trening. Ubaw zresztą był po pachy, ale raczej cieszyłem się, że ja z Władkiem i „Mańkiem” robiłem Czechowa i Havla. Wojtek Pszoniak w czasie, kiedy Jasiński chciał robić Zemstę, miał wiele zawodowych zobowiązań. Miałem go więc „ubezpieczać” terminowo. Początkowo Wojtek się na to godził, potem jednak zrezygnował. Jasiński podjął decyzję. Zagrałem jedną z kilku najważniejszych ról w swoim życiu. Może najważniejszą.

 

W czasie prób wielokrotnie „sprawdzałem”, czy scena Teatru Polskiego jest „za duża na ośmiozgłoskowiec”. Nie jest. Ale trzeba mieć mocne serce, bardzo głęboko oddychać i przechowywać w garderobie trzy koszule na zmianę – zimą, a cztery latem. Po sekwencji kilku początkowych scen pierwsza koszula jest zupełnie przepocona. Można ją zmienić w czasie sceny miłosnej Wacława z Klarą. Drugą na trzecią trzeba zmienić w przerwie. Trzecia zimą wytrzyma do końca, latem trzeba założyć czwartą po scenie u Rejenta.

 

Właściwie rola Papkina bez przepocenia tych czterech koszul na scenie Polskiego nie istnieje. Rytm wiersza, osobista ekspresja postaci i o kilka centymetrów dłuższy krok wymagają głębszego oddechu i wysiłku fizycznego maratończyka.

 

Rytm – związana z nim melodia, a także tonacja i harmonia ruchu – jest niezwykle trudny do uchwycenia. To wszystko musi się spotkać z moją własną organicznością, bez której niemożliwa jest Papkinowska swobodna szarża. Michaił Czechow mówił o „membranatyczności”, czyli takim stanie aktorskiego instrumentu, w którym dystans czasowy między impulsem i reakcją prawie nie istnieje. Coś podobnego (chyba…) miał na myśli Grotowski, który mówił o aktorskim ciele jako „strumieniu impulsów”. Takie są ideały.

 

W praktyce opór ciała jest duży. Daje się go czasami pokonać przez systematyczne ćwiczenie. Bezpośrednio związany z nim – może zresztą jeszcze większy niż on sam – jest opór mentalny. Stanisławski zalecał, by w każdej granej postaci znaleźć coś własnego, osobistego. Czechow proponował, by porównywać swoją inteligencję z inteligencją postaci, tak samo fizyczność i emocjonalność. Sam ten proces porównywania organicznie „zaraża” nas postacią. „Wsio poznajestsja w srawnieni” – wszystko poznajemy przez porównanie. Cóż jednak znaczy poznać? Oczywiście (jakie tam oczywiście!…) chodzi o poznanie samego siebie. O doznanie siebie… Uprzedzam, że nie mam tu dobrego języka, by pociągnąć ten wątek… Ale też już go nie puszczę. Może chodzi o żywienie postaci sobą? Aż do chwili, kiedy nie ma już we mnie nic mo- jego? „Madame Bovary to ja”? Nie wiem. Nie umiałbym traktować serio tej sprawy, aż do samego dna. Właściwie uważam, że to problem urojony, tak jak w matematyce pierwiastek kwadratowy z liczby minus jeden. Łomnicki jednak zdawał się przykładać wagę do tych spraw. Sadzę, że nie życzył sobie być Papkinem w żadnym wymiarze. Ani w rzeczywistym, ani w urojonym. Tajemnicą pozostanie, dlaczego podjął się tej roli. GALOPEM W TEATRZE „Twój talent to role, które wybierasz” – mówi się za oceanem.

 

Po tej stronie zawsze ktoś inny mnie wybierał. Za mnie wybierał? Tak, tu też można odmówić, ale… To sprawa bycia razem, etosu teatru zespołowego. Nie miałem z tym problemu. Zaczynaliśmy od czytania tekstu w zespole. Czytania wielokrotnego. Wszystko z czasem wydaje się jasne. Potem wchodzę na scenę. Najwyższa koncentracja, uwaga napięta do granic możliwości, ale bez zbędnych napięć, by nie chybić timingu prostego ruchu, właściwych proporcji oddechu. Tekst powinien ułożyć się sam. Taka gra jest jak spacer po linie, którą trzeba wyczuć stopami. Oczywiście nic nie wychodzi… Robota na próbie-treningu jest żmudna, trochę jak w sporcie. W czasie spektaklu wszystko „ma dziać się samo”. Taki jest mój cel. Publiczność wypełnia te „struktury sceniczne” swoją obecnością, spojrzeniem i oddechem, a czasem nawet porywa je i po swojemu chce nimi rządzić. Reaguje w nieoczekiwany sposób. Przesuwa akcenty. Próbuje po swojemu ustalić, o czym jest przedstawienie. Nie wolno jej na to pozwolić. Trzeba do niej przywrzeć i prowadzić ją jak konia w galopie. Więź z publicznością jest nadzwyczajnym doświadczeniem, to dzięki niej osiągamy szczyty własnych możliwości. Jeśli nie – lepiej zająć się czymś innym.

 

Notabene galop jest bardzo poręczną metaforą teatralną. „Szekspir to galop!” – powiedziało się kiedyś Łomnickiemu. Po jego śmierci w roku 1992 upowszechnił tę frazę „Goniec Teatralny”, publikując na pierwszej stronie pod tym właśnie tytułem długi artykuł o tragicznym zakończeniu prób Króla Leara na kilka dni przed premierą. Dziś mogę dodać: Fredro to także galop! Galop, który oczywiście nie powinien skończyć się śmiercią, bo byłby to błąd w sztuce. Tu wypada przypomnieć, że chodzi nam o galop, który składa się z jeźdźca i konia. W Szekspirze i we Fredrze chodzi o aktora i tekst. Przy czym w dobrym galopie teatralnym nie wiemy, kto jest jeźdźcem, a kto koniem. Autor, aktor, czy może jednak publiczność, jak to wcześniej napisałem? Ta niewiedza jest podstawą aktorskiego procesu poznawczego. Przy czym poznać to znaczy otrzymać na koniec certyfikat od widza. On ma te uprawnienia. Jeśli istnieje teatr, to ustanawia go widz.

 

On swym twórczym gestem stwierdza: stał się teatr. Wtedy dopiero do aktora dociera (mniej więcej), co się stało. Wtedy aktor poznaje swój udział w teatrze. Aktorzy w kontakcie z widownią doznają sensu swojej sztuki (jej znaczenia, wartości i celu) oraz siebie. W okolicznościach pracy scenicznej publiczność pomaga im być sobą. Oczywiście chodzi o pewien szczególny sposób bycia sobą. „Kiedy żyję, nie czuję, że żyję. Ale kiedy gram, wtedy właśnie wiem, że istnieję” – mówił Artaud. To właśnie daje nam publiczność, bo to z nią gramy. Ujeżdżamy ją. Czasami. Tak jak autor – czasami – ujeżdża nas. Bycie sobą, bytem jednostkowym, samoświadomym i rozumnym, to wyzwanie, jakie stawia nam inny, czy też szerzej – jakie stawiają inni. Autor, reżyser, partner sceniczny i – oczywiście – publiczność zdają się czegoś nieustannie od nas oczekiwać. Nie wolno wobec nich stracić swej podmiotowości! Ba – trzeba podjąć to wyzwanie i wykorzystać je, by podmiotowości swej doświadczyć i ją wzmocnić! Być sobą z innymi – oto zadanie! Bycie sobą dla siebie, bez innych, to oddzielna sztuka. To siedzenie z koniem w stajni. Aktor na scenie nie przestaje być sobą. Im lepszym jest aktorem, to znaczy im lepiej gra „kogoś innego”, tym bardziej jest sobą. Można by rzec: na sposób paradoksalny, bo wszystko w naszej sztuce można opisać jako paradoks. Sądzę jednak, że chodzi o coś bardzo organicznego. Życie na scenie – to wciąż życie. Czasem nawet wydaje się aktorowi, jak głównemu w filmie Boba Fosse’a All That Jazz, że „prawdziwe życie jest tylko na scenie; reszta to oczekiwanie na życie”. Mówię o czymś, co nie przydarza się codziennie i nie z każdym tekstem jest możliwe. Gra bez czyjegoś tekstu czy gra z własnym tekstem – to co najwyżej dreptanie w kółko po maneżu. Tekst po prostu musi być wymagający na rozmaity sposób. Jak parkur. Galop na byle chabecie to nie galop. Zemsta tymczasem jest super wierzchowcem! Pod każdym względem! Jej siłę widać na przykład w naszym języku potocznym, gdzie słowo „zemsta” zawsze podszyte jest komediowym posmakiem. „Tobie żona jakby nimfa / Podstolinie grochowianka / Rejentowi tęga fimfa / A mnie zemsta doskonała! Tak się skończy sprawa cała”. Nie da się dotrzeć do monstrualnej głupoty tego wywodu inaczej niż rytmem i melodią. Tam zawarta jest podłość „myśli” powiązanej z pychą, chciwością, nieczystością, zazdrością, nieumiarkowaniem, gniewem i gnuśnością ducha. Jeśli zemsta jest rozkoszą bo- gów, to nic o niej nie wiemy. Jeśli coś o niej wiemy, to chyba to, że za chwilę obróci się w szyderstwo z nas samych. „Zamieniał stryjek / Na siekierkę kijek”.

 

Nie chce mi się już powtarzać, na przykład za Boyem, że wielkość Zemsty zawiera się w lekkości mówienia o potwornościach, o międzyludzkiej rzeźni współczesnego Fredrze życia. „Qua opiekun i qua krewny / Miałbym z Klarą sukces pewny” – to na przykład jest o dość powszechnych w owym czasie w Galicji relacjach kazirodczych. Grając Cześnika, trzeba tę frazę „przeżyć” i „żyć” z tym dalej! Do końca sztuki! Do zagwazdranego happy endu! Zemsta jest arcydziełem poezji dramatycznej, stąd pod każdym wersem znaleźć można wielopiętrową piwnicę. Bo poezja to kreślenie niewielu znaków na piasku, które w uczest- nikach tego performansu wybuchają lawinami znaczeń. I łaska to nadzwyczajna, gdy można się przy tym śmiać.

 

ZGODA I WTAJEMNICZENIE

 

Podstawowy ton Zemsty jest tragikomiczny i żadna z postaci nie jest tu jednoznaczna. Rację miał Jarosław Marek Rymkiewicz, mówiąc w swej znakomitej książce Aleksander Fredro jest w złym humorze: „Duch epoki krąży nad nami. Dyktuje nam, co mamy czynić: jak mamy się ubierać, jak mamy pisać, jak mamy się kłaniać duchowi epoki. […] Duch epoki odbiera swoim ofiarom pamięć kulturową: chce […] aby służyły jemu, tylko jemu. A odbierając im pamięć, która porównuje i porządkuje, pozbawia je przeszłości i każe im żyć w czasie teraźniejszym, tylko teraźniejszym: w czasie, który jest – z niczym nieporównywalny – przerażającym chaosem”. W tym roku spędziłem sporo czasu, grając Fredrę, sporo, czytając starsze i nowsze książki o nim i jego twórczości.

 

Kilkadziesiąt godzin spędziłem, inicjując rozmowy o Fredrze z naukowcami, artystami, studentami i rodziną Fredry, i uczestnicząc w nich. Czego szukałem? Wtajemniczenia. Według Wiesława Rzońcy dystans Fredry do romantyków i przekierowanie uwagi na problemy „życia codziennego”, życia wbrew duchowi czasu, dał Fredrze „przepustkę” do XX i XXI wieku. Właściwie wszyscy zgodziliśmy się (zgoda ważna sprawa!…), że Fredro był romantykiem, gdy jako szesnastoletni mło-
dzieniec dołączył do Napoleona, ale przestał nim być w drodze spod Moskwy, gdzie zajrzał w oczy Wielkiej Niedorzeczności, a może i samemu Absurdowi, pożerającemu wszystkie romantyzmy i klasycyzmy. Opisywany przez Fredrę chaos międzyludz- ki ocierać się zdaje o absurd właśnie. Tu wydaje się być ukryte ważne wejście do tajemniczego ogrodu Fredry. Witkacy po swych rosyjskich przejściach pytany: „Jak tam było?”, odpowiadał, że kto raz był w piekle, nie chce do tego wracać. Fredro zaryzykował swoje Trzy po trzy jakby w trybie autoterapii. „Narody nie mają sumień” – pociesza się? Przypomnijmy, że miał to być „dokument wewnętrzny”, przeznaczony dla rodziny, najbliższych, którzy go znali, na których zrozumienie mógł liczyć i którym chciał przekazać coś ważnego. Czy dziś czytając te pamiętniki, mamy szansę wejść w ich krąg? Tak, to jest wciąż możliwe. Wiele zależy od postawy czytelnika.

 

Pozostaje sprawa zgody, trudnego i fundamentalnego tematu Zemsty. Zgoda jest dobrem, zemsta – złem. Zgoda jest uniwersalna i powszechna – bez niej nie ma ładu, czyli Kosmosu, zemsta – zawsze partykularna i wyjątkowa, jest zwykle odwetem za indywidualnie doznane zło (dlatego lepiej niż zgoda nadaje się na tytuł dramatu). Zemsta jednak nie tworzy dobra. Raczej mnoży zło. Jest „etosem” barbarzyńców. Albowiem „ślepe są oczy i głuche są uszy tych, co mają dusze barbarzyńców”.

 

Opowieść zaczerpniętą z historii zamku w Odrzykoniu Fredro prowadzi ku szczęśliwemu zakończeniu. Zapiekłość sąsiadów w sporze i nienawiści kończy miłość ich progenitury. Co tu jest do zrozumienia? Czy rozumiemy, czego oczekuje autor, który w ciągu pół wieku z libertyna stał się człowiekiem bardzo religijnym, formułując finałowe wezwanie: „Tak jest – zgoda / A Bóg wtedy rękę poda”? Może tylko tyle, by usłyszano, że brak zgody to bezbożność? Że niezgoda nie jest organicznym stanem stworzenia? Że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”?

 

Concordia crescendit – zgoda buduje (wznosi!…) – Fredro mu- siał znać to przysłowie. Choćby od Płachetki. Raczej chciał budować. „Niech się dzieje wola nieba / Z nią się zawsze zgadzać trzeba” – czyż ta fraza nie jest świadectwem umiłowania zgody na wszystkich polach stworzenia? No jest. Wszyscy to wiemy. Choć wiemy, że deklaracja to jeszcze nie czyn. I że trwać w miłości to nadzwyczaj trudne zadanie, bo miłość to czyn angażujący w najwyższej harmonii wszystkie sfery osoby. Poza tym, kto jest pewien, że umie rozpoznać wolę nieba?

 

Zakończenie spektaklu Dejmka zawierało się w pięknie oświetlonym obrazie, z postaciami w swych najbardziej charakterystycznych gestach. Nie było postaci podających sobie dłonie. Dyndalski czytał ostatnie didaskalia i kwestie postaci o zgodzie, po czym sam zastygał, dołączając do obrazu. Nie myślałem wówczas o zgodzie, ani o niezgodzie. Doznawałem piękna teatru, które kierowało moje myśli ku treściom znacznie przewyższającym rangę sporu, jego rozwiązanie lub nie.

 

Nie ma zgody, Mopanku – pamiętam tytuł jednej z recenzji, której autor wikłał przedstawienie w bieżący spór polityczny. Sam byłem wówczas bardzo „zaangażowany politycznie” – czytałem i roznosiłem „bibułę”. Autora recenzji uważałem za wytrawnego sługusa reżimu. Nie miał mi nic do powiedzenia. Słabo rozumiał teatr… lub jakoś inaczej. Z czasem zajął się filmem. No cóż, polityka musi dzielić, taka jest jej natura, taki duch. W każdym czasie. Przygotowując spektakl, można zaczynać od ostatniego obrazu. Wtedy cała „reszta” przedstawienia staje się drogą do tego obrazu. Ta sprawdzona strategia twórcza oczywiście nie może być nakazem administracyjnym, lecz w przypadku Zemsty sama się narzuca. Uważam, że trzeba mieć obraz Zgody, wyruszając po Zemstę. Tu tkwi „tajemnica jedności osobowości artysty” tworzącego przedstawienie. „Wtajemniczenie” – to słowo nie kojarzy się z Fredrą. Dopóki jednak „nie poczujemy” jego tajemnicy, pozostanie dla nas mało ważnym autorem. Dejmek, Łapicki, Englert, poprzez bardzo osobisty stosunek do Zemsty, Ślubów panieńskich, Dożywocia, dali nam świadectwo swego wtajemniczenia. Englertowi towarzyszyłem, asystując przy jego Fredraszkach, przedstawieniu dyplomowym studentów Wydziału Aktorskiego;

 

Łapicki, którego Śluby w Polskim oglądałem wielokrotnie, pod koniec życia zaproponował mi współpracę przy jego adaptacji Trzy po trzy; Dejmek, który był moim pierwszym dyrektorem, na prośbę o radę w życiowo-artystycznej sprawie powiedział: „Niech pan nie próbuje mnie wkręcać w jakieś przewodnictwo duchowe…”. Tak, wtajemniczenie to jednak sprawa bardzo osobista.

 

Kopiuj link

Aktualności

04.12

Szukamy Specjalisty ds. Sprzedaży Spektakli Teatralnych!

Poszukujemy ambitnej osoby na stanowisko Specjalisty ds. sprzedaży spektakli teatralnych dla dorosłych, młodzieży i dzieci w całej Polsce. Jeśli pasjonujesz się teatrem i masz doświadczenie w sprzedaży, to ta oferta jest dla Ciebie!

 

Zakres obowiązków:
– Aktywne poszukiwanie i pozyskiwanie klientów na spektakle teatralne w Polsce i za granicą.
– Budowanie i utrzymywanie relacji z partnerami oraz klientami.
– Organizacja promocji i wydarzeń związanych z przedstawieniami.
– Przygotowywanie ofert sprzedażowych oraz kompleksowa obsługa klienta.
– Monitorowanie rynku teatralnego i analiza działań konkurencji.

 

Wymagania:
– Doświadczenie w sprzedaży, preferowane w branży teatralnej lub pokrewnej.
– Umiejętności komunikacyjne.

 

Oferujemy:
– Forma współpracy do uzgodnienia (umowa o pracę, zlecenie, lub B2B, etc.).
– Elastyczne godziny pracy.
– Atrakcyjne wynagrodzenie oraz prowizje od sprzedaży.
– Przyjazną atmosferę w zespole oraz dostęp do interesujących wydarzeń kulturalnych.

 

Zainteresowane osoby prosimy o przesłanie CV oraz listu motywacyjnego na adres: sekretariat@teatrklasykipolskiej.pl

 

Nie przegap swojej szansy na rozwój w fascynującym świecie teatru!

28.11

Festiwal Teatru Klasyki Polskiej w Solecznikach

Serdecznie zapraszamy na wyjątkowe wydarzenie kulturalne – Festiwal Teatru Klasyki Polskiej „Klasyka łączy”, który odbędzie się w dniach 5–9 grudnia w Solecznikach na Litwie. To niezwykła okazja, by wspólnie celebrować polską literaturę, teatr i język, podkreślając ich ogromną wartość w kształtowaniu tożsamości kulturowej.

 

W ramach festiwalu zaprezentujemy repertuar, który łączy pokolenia i pokazuje piękno oraz siłę polskiej mowy:
spektakle: „Ambasador”, „Bajka nie tylko o smoku”, „Król i caryca”, „Śluby Panieńskie”.

 

To wyjątkowe wydarzenie ożywia klasykę polskiej literatury – wyprowadza ją poza karty książek i sprawia, że żyje na scenie, angażując widzów w sposób dynamiczny i pełen emocji. Zarówno starsze, jak i młodsze pokolenia znajdą tu coś dla siebie – dla wielu młodych widzów teatr może stać się pierwszym krokiem do odkrycia fascynującego świata polskiej kultury.

 

Festiwal „Klasyka łączy” to także akt wspierania polskości za granicą oraz budowania mostów między pokolenia i społecznościami. Poprzez sztukę teatralną wzmacniamy więzi z rodzimą tradycją, przypominając, jak ważny jest język polski i nasze dziedzictwo kulturowe.

 

Zapraszamy do wspólnego celebrowania teatru – najstarszej formy budowania wspólnoty ducha i pamięci kulturowej. Niech to wydarzenie stanie się dla nas wszystkich źródłem inspiracji i dumy z polskiej historii, literatury i wartości.

 

Do zobaczenia w Solecznikach!

____________________________
Dofinansowano przez Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego ze środków Ministra Edukacji.

 

27.11

Pokaz warsztatowy „Tymona Ateńczyka” Williama Shakespeare’a

8 grudnia o godzinie 18.00 na scenie Teatru Collegium Nobilium warszawskiej Akademii Teatralnej odbędzie się pokaz warsztatowy (work in progress) „Tymona Ateńczyka” Williama Shakespeare’a w reżyserii Włodzimierza Staniewskiego – wspólnego projektu Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice i Teatru Klasyki Polskiej.

 

W pokazie wezmą udział artyści związani z OPT Gardzienice: Elliot Windsor (jako Złotnik), James Bentham (POETA), Charles Sobry (MALARZ), Tatiana Oreshko-Muca wraz z zespołem i kompozytorem Mikołajem Blajdą oraz aktorzy Teatru Klasyki Polskiej: Jarosław Gajewski (jako TYMON), Dariusz Kowalski (APEMANTUS) oraz Michał Chorosiński (FLAWIUSZ).

 

Po pokazie zapraszamy na sympozjon poświęcony postaciom dramatu, w którym wezmą udział: Antoni Libera, prof. Robert Piłat, prof. Bogusław Jasiński, prof. Jarosław Gajewski Włodzimierz Staniewski oraz prof. Marek Chowaniec.

 

Obowiązuje rezerwacja miejsc. Decyduje kolejność zgłoszeń. Liczba miejsc ograniczona.
Rezerwacje: bow@teatrklasykipolskiej.pl
W tytule mejla prosimy wpisać: TYMON ATEŃCZYK

 

Studenci AT: Wstęp wolny bez zapisów

04.11

Recenzja premiery „Prowadził za rękę światło”

Czy Zbigniew Herbert może dziś uczyć historii sztuki i objaśniać niczym profesor symbole, kolory, kształty, mimikę, zachowanie zwierząt i ludzi uwiecznionych przed wiekami na skale czy płótnie? Czy ma tą cenną pedagogiczną pasję i swadę wobec podopiecznych, ciekawość wobec dzieł, zachwyt wobec ich twórców i w tym wszystkim własne krytyczne spojrzenie?

 

Spektakl muzyczny „Prowadził za rękę światło”, który w piątkowy wieczór (25.11.2024) można było obejrzeć w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego – zmierzył się z „opowiadaniem obrazów” przez Księcia Poetów. Czworo aktorów Teatru Klasyki Polskiej: Dariusz Kowalski, Lidia Sadowa, Jarosław Gajewski i gościnnie Jadwiga Jankowska-Cieślak – przeniosło widza w dawny świat wyobraźni i interpretacji piękna.

 

Z wyświetlanymi dziełami sztuki, oraz ich detalami pokazanymi na teatralnej scenie za pomocą hologramu, aktorzy i widzowie w skupieniu, idąc za słowami Zbigniewa Herberta byli „oprowadzani” przez poetę śladami sztuki dawnych mistrzów. Wokaliza, „renesansowy” dźwięk cymbałów i basowe partie wiolonczeli podkreślały powagę omawianych dzieł. Zaproszeni przez poetę widzowie byli z nim w grocie Lascaux „podziemnej Kaplicy Sykstyńskiej naszych praojców”, katedrach, uliczkach czy galerii obrazów. Szukając podpowiedzi na analityczne spojrzenie na sztukę oczami Herberta, pewien klucz można odnaleźć w jego rozmowie z Markiem Zagańczykiem z 1993 r. pt. „Niewyczerpany Ogród” – gdzie Herbert tłumaczył: „Od sklepu z farbami do obrazu jest daleka i kręta droga.

 

Kolor sam w sobie nic nie znaczy, dopiero przez towarzystwo kolorów, które go otaczają, przez te wszystkie harmonie z tymi kolorami… udało mi się zasugerować – to jest tłumaczenie muzyki na słowa. Tłumaczenie malarstwa na język, wałkowanie tych słów przypomina wałkowanie ciasta. Używając wielkich słów – olśnienie. Widzi pan od razu i widzi pan wszystko. Potem zaczyna się obraz rozbierać mówiąc o żółto-złoto-białej sukni, czarnym kołnierzu, to zaczyna być już analiza”. Autor „Barbarzyńcy w ogrodzie” – co zaakcentowali aktorzy – wyjawił, który z malarzy był mu najbliższy i warto przypomnieć te słowa: „Mówią przyjaciele: no, dobrze, byłeś tam, widziałeś dużo, podobał ci się i Duccio, i kolumny doryckie, witraże w Chartres i byki z Lascaux — ale powiedz, co wybrałeś dla siebie, jaki jest twój malarz, którego nie oddałbyś za żadnego innego. Pytanie wbrew pozorom sensowne, bo każda miłość, jeśli jest prawdziwa, powinna niszczyć poprzednią, porażać całego człowieka, tyranizować i żądać wyłączności. Więc zastanawiam się i odpowiadam: Piero delia Francesca”. Jego wskazał Herbert, bo to on „prowadził za rękę światło”.

 

Druga część spektaklu była piękną interpretacją poezji Herberta, opisu otaczającego go świata i rozmów z Panem Bogiem. Nie brakowało dramatycznych wojennych przeżyć, ale i ironicznych, metafor. Puentą tego wydarzenia były powiedziane na końcu strofy z „Modlitwy Pana Cogito – podróżnika”: „dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”. Reżyser – Karolina Labahua udanie zmierzyła się z niełatwym zadaniem przeniesienia widza w świat Herberta, a właściwie tego, co tak kochał. Spektakl pokazał ponadczasowość jego twórczości i to, że obcowanie z pięknem daje nam również wolność.
~ Jarosław Wróblewski w Gazeta Polska Codziennie

 

Wydarzenie zrealizowane ze środków Krajowego Planu Odbudowy, inwestycja A2.5.1: Program wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju. Sfinansowano przez Unię Europejską Next Generation EU.

31.10

Spotkanie wokół książki o Stanisławie Umińskiej z udziałem aktorów Teatru Klasyki Polskiej

Zapraszamy na spotkanie wokół historii Stanisławy Umińskiej – jednej z najbardziej utalentowanych aktorek swego pokolenia, uznawanej za prawdziwą gwiazdę sceny, która przeszła do historii nie tylko dzięki wspaniałym rolom teatralnym, ale przede wszystkim przez dramatyczne wydarzenia, na zawsze odmieniające jej los.
 
WSTĘP WOLNY
 
Spotkanie odbędzie się 16 listopada o godz. 19:00 na Scenie Stygmat (Plac Grzybowski 3/5, Warszawa). Losach Stanisławy skomentują: autor książki Paweł Zuchniewicz, prof. Barbara Osterloff-Gierak oraz prof. Jacek Salij.
Fragmenty książki „Miłość do śmierci. Opowieść o Stanisławie Umińskiej, aktorce, zabójczyni, zakonnicy” przeczytają aktorzy Teatru Klasyki Polskiej.
 
Stanisława Umińska przeżyła wielką, lecz bolesną miłość do Jana Żyznowskiego, która postawiła ją przed tragicznym wyborem. W paryskiej klinice doprowadził on do śmiertelnego strzału i procesu poruszającego francuską i polską opinię publiczną. „Kochałam go do szaleństwa i dla jego ocalenia gotowa byłam dać swą krew” – mówiła. Z czasem, w głębokim poczuciu winy, szukając odkupienia, odnalazła sens w służbie potrzebującym jako siostra Benigna.
 
To poruszająca opowieść o wyborach i ich konsekwencjach, miłości i wyrzeczeniu.
 
Przyjdźcie, by wspólnie przyjrzeć się tej niezwykłej biografii, która zmusza do pytań o granice odwagi i miłości. Podczas tego wieczoru razem zagłębimy się w losy kobiety, która stała się symbolem najwyższego poświęcenia i odkupienia – czy był to akt miłości, czy też nie dający się darować grzech?
Zapraszamy, aby wspólnie poszukać odpowiedzi, odkryć tę historię na nowo i zrozumieć, co kryje się w tragicznej, ale i pełnej nadziei drodze Stanisławy Umińskiej.

30.10

100. rocznica urodzin Zbigniewa Herberta

Heros literatury, eseista, dramaturg, wielokrotny kandydat do Nagrody Nobla, patriota, esteta, bezkompromisowy przeciwnik komunizmu, pisarz o biografii tragicznie uwikłanej w historię XX wieku – sto lat temu urodził się Zbigniew Herbert. Czy rzeczywiście był „ostatnim klasykiem”, a może twórcą nowej, oryginalnej formuły współczesnej poezji? Nad tymi zagadnieniami pochylili się znawcy twórczości Księcia Poetów podczas debaty zorganizowanej przez Teatr Klasyki Polskiej – pisze Anna Krajkowska na łamach dziennika Gazeta Polska Codziennie.

 

Debata, w której udział wzięli: prof. Jacek Kopciński, prof. Tomasz Wójcik i dr Karol Hryniewicz a wykład wygłosił prof. Lech Śliwonik była fascynującą refleksją nad dorobkiem Zbigniewa Herberta i jego nieśmiertelnym dialogiem z przeszłością.
 

– Debiut poety dzieje się w okolicznościach powrotu klasycyzmu, który we wczesnych latach ’50 był w sytuacji fatalnej, kiedy to tradycja literacka była brutalnie czy selektywnie traktowana. W 1956 roku nastąpiło odreagowanie od tej jałowości. I Herbert nie był samotnikiem, bo to była fala. Zaraz po nim debiutuje Rymkiewicz i działania rozpoczął Ryszard Przybylski. Lata ’60 to czas wzmożenia klasycyzmu a Zbigniew Herbert jest w tym nurcie jednym z kluczowych autorów. To był też dla niego czas bardzo pracowity, wydał kilka tomów wierszy – mówił prof. Tomasz Wójcik o początkach poety.

 

Dr Karol Hryniewicz zwrócił uwagę, że Herbert bardzo szybko, niemal równolegle debiutował jako poeta i jako dramaturg a później jako autor słuchowisk. – Herbert należał do formacji poetyckiej, która bardzo ceniła scenę za możliwość urzeczywistniania poezji, konkretyzowania metafor i przede wszystkim jako miejsce, gdzie wypowiadane jest słowo myśli i medytacji nad sprawami, zdarzeniami, nad człowiekiem. Podkreślam słowo „głos”, bo Herbert nazywał swoje utwory „sztukami na głosy”. Nie tylko dlatego, że część z nich to były dramaty radiowe. Także dlatego, że traktował głos bohatera, podmiotu czy też głos poety jako medium dla myśli.

 

To głośne myślenie Herbert uprawiał także, siadając przed mikrofonem w radiu. W latach 1961-1972 nagrał ponad 50 wierszy dla Polskiego Radia – wspominał prof. Jacek Kopciński. Jego zdaniem „klasycyzm Herberta nie polegał jedynie na naśladowaniu i odwoływaniu się do antyku, ale na silnym poczuciu kontynuacji tradycji poetyckich i stania w szeregu”. – Co dodał do poprzedników? To, że przeniósł wiersz do dramatu i na scenę. W jego dramatach słyszymy wiersze – podkreślił Kopciński.

 

Znawcy Herberta zwrócili też uwagę na rys etyczny w twórczości jubilata oraz przeprowadzili analizę bohaterów jego dzieł: od Hamleta, przez Sokratesa po Pana Cogito. Wskazali, że pod koniec życia Herbert sięgał do swoich pierwszych utworów. Dyskusję zakończono cytatem z listu Herberta do Jerzego Zawieyskiego z 1950 r.: „Szukam teraz jakiejś własnej, urojonej formuły klasyczności, poezji, która miałaby jakieś szanse przetrwania […]. Chciałbym doszukać się słowa mocnego, którym można odbudować szczery patos. Jest w nas małoduszna obawa przed patosem i przed jakąś najwyższą, profetyczną kreacją poezji. Chciałbym, aby słowo było statecznym, równoważnym elementem. Nie ornamentem, nie dźwiękiem, nie międzysłowiem, nie pointą. Chciałbym dojść do pojęciowej czystości poezji”.

Mickiewicz

22.10

Czytanie performatywne w wykonaniu aktorów Teatru Klasyki Polskiej

Serdecznie zapraszamy już 30 października o godzinie 18:30 na czytanie performatywne w wykonaniu aktorów Teatru Klasyki Polskiej, które odbędzie się na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego (Krakowskie Przedmieście 3, sala 116)
 
Wstęp wolny.
 

Napisane w 1832 roku, tuż po upadku powstania listopadowego „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego…” to jeden z najpotężniejszych tekstów Adama Mickiewicza. Ta niezwykła poetycka broszura polityczna zwraca uwagę mocą swojego ducha, miejscami bywa także zaprzeczeniem naszych wyobrażeń o tym, co uważaliśmy za mesjanizm.
Kiedy ten tekst czytamy bardzo uważnie, wtedy staje się on inspirujący także dla nas dzisiaj. Księgi … są pewną metaforą sytuacji narodu polskiego, której świadomość powinniśmy mieć niezależnie od zmieniających się czasów.
 
Czytaniu będą towarzyszyć oryginalne aranżacje Joachima Mencla napisane i zagrane na lirze korbowej.

21.10

„Herbert i klasycy”

Z okazji zbliżającej się 100. rocznicy urodzin Zbigniewa Herberta serdecznie zapraszamy na debatę poświęconą twórczości jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich poetów.

 

KIEDY? 24/10/20024, godz. 19:00
GDZIE? Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego

 

Debata pt. „Herbert i klasycy” będzie okazją do refleksji nad wpływem tradycji antycznej na poezję Herberta, a także nad jego sposobem dialogu z klasykami literatury.

 

W gronie znakomitych znawców twórczości Herberta zastanowimy się, czy Herbert rzeczywiście był „ostatnim klasykiem”, a może twórcą nowej, oryginalnej formuły współczesnej poezji? Podczas spotkania wysłuchamy unikalnego nagrania z wizyty Herberta w Muzeum Józefa Czechowicza w Lublinie 13 grudnia 1974 roku, do którego dotarli pracownicy Instytutu Teatralnego. Zapraszamy serdecznie do wspólnej refleksji nad dorobkiem Zbigniewa Herberta i jego nieśmiertelnym dialogiem z przeszłością.

 

W debacie wezmą udział:
– Prof. Jacek Kopciński
– Prof. Tomasz Wójcik
– Dr Karol Hryniewicz

 

W spotkaniu weźmie również udział prof. Lech Śliwonik, który powie o mniej znanych przejawach obecności poezji Herberta w życiu teatralnym zwłaszcza pozaoficjalnym.
Jako wieloletni szef programowy festiwali w Szczecinie i Toruniu opowie o teatralnej obecności Herberta poza instytucjami – w teatrze małych form, w teatrze jednoosobowym (profesjonalnym i amatorskim) i w teatrze studenckim.

 

Usłyszymy też o korespondencji między Tadeuszem Malakiem i Zbigniewem Herbertem, która w ostatnich latach była publikowana w SCENIE.
Prof. Śliwonik opowie również o Recytatorskim Roku Herberta – tegorocznym 69. Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim ogłoszonym w 100-lecie urodzin poety, prowadzonym przez Towarzystwo Kultury Teatralnej, wspólnie z wojewódzkimi i terenowymi ośrodkami kultury.

14.10

Czytanie performatywne w wykonaniu aktorów Teatru Klasyki Polskiej

Serdecznie zapraszamy już 31 października o godzinie 19:00 na czytanie performatywne w wykonaniu aktorów Teatru Klasyki Polskiej, które odbędzie się w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Wstęp wolny.
 
OBOWIĄZUJĄ ZAPISY | KLIK

 

Europa została porwana. Najpierw przez Zeusa, i zaplecze tej historii jest nam doskonale znane. Porwanie, które opisuje Jarosław Marek Rymkiewicz ma niezwykłą intelektualną i poetycką strukturę. Pozwala ona przyjrzeć się – jak przez szkiełko powiększające – procesom społecznym i politycznym, w których uczestniczymy dzisiaj. Ma ambicje do bycia metaforą współczesności.

 

Bohaterami sztuki są postaci zarówno ze świata kultury francuskiej, brytyjskiej, jak i szeroko rozumianej rosyjskiej i polskiej. Rymkiewicz- historyk polskiej kultury i poeta jawi się tu także jako przenikliwy obserwator procesów historycznych i wybitny dramaturg.

 

Aktorzy:
Paweł Lipnicki
Robert Latusek
Maciej Wyczański
Marta Dylewska
Tomasz Drabek
Leszek Zduń
Jarosław Gajewski

Witkacy

06.09

Obchody 85. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza

16 września o godzinie 18:00 serdecznie zapraszamy do Instytutu Teatralnego na czytanie performatywne „Mątwy” S. I. Witkiewicza „Witkacego” w reż. Tomasza Mana – wydarzenie to związane jest z obchodami 85. rocznicy śmierci artysty oraz rozpoczęciem SEZONU WITKACOWSKIEGO w Teatrze Klasyki Polskiej.
 
Wstęp wolny – prosimy o dokonywanie rezerwacji na wydarzenie poprzez wysłanie wiadomości na adres: bilety@instytut-teatralny.pl (w tytule prosimy wpisać MĄTWA).
 
„Mątwa”, jedyny kończący się „dobrze” dramat Witkacego, jest opowieścią o psychomachii artysty z personami sztuki, religii, polityki i życia rodzinnego.
Akcja sztuki dzieje się najprawdopodobniej w umyśle artysty w stanie kryzysu.
 
Zaraz po czytaniu performatywnym, ok. godziny 19:15, zapraszamy na debatę pt. „Witkacy, klasyk współczesności”. Prelegentami będą: dr hab. Tomasz Man, prof. Jarosław Gajewski, dr.hab. Jarosław Cymerman, dr Antoni Winch
 
Witkacy – klasyk współczesności.
Ajschylos tragedii bez tragiczności, Dante boskiej komedii po śmierci Boga, Shakespeare metafizycznego niepokoju w dobie zaniku metafizycznych uczuć.
 
Wyprzedził swój czas, doganiając epokę. Stał się jednym z jej najbardziej przenikliwych krytyków i najwierniejszych portrecistów.
Niedoceniony przez współczesnych, przez współczesność nobilitowany.
Oto nadszedł czas byśmy się w nim przejrzeli.

30.08

13. edycja Narodowego Czytania

Akcja Narodowe Czytanie co roku jednoczy rodaków w setkach miejsc Polski i świata. Pozwala odczytać na nowo klasykę literatury polskiej, znaną ze szkolnych lektur. Wspólne czytanie dobrze znanych tekstów umożliwia odkrywanie nowych znaczeń, ważnych dla współczesnego człowieka i wzmacnia poczucie tożsamości narodowej – nck.pl
 
7 września 2024 roku w Ogrodzie Saskim, w godzinach 11-15, odbędzie się 13. edycja Narodowego Czytania, w którym udział wezmą: Dyrektor TKP Jarosław Gajewski oraz aktorka i reżyserka TKP Lidia Sadowa
 
Dramat Słowackiego pełen jest symboliki i aluzji do sytuacji politycznej Polski pod zaborami. Kordian to nie tylko indywidualna postać, ale również symbol młodego pokolenia Polaków, które poszukuje drogi do wolności. Utwór jest także głosem w romantycznej dyskusji o heroizmie, poświęceniu i granicach ludzkiej siły.
 
„Kordian” to dzieło, które łączy elementy filozoficzne, polityczne i artystyczne, stawiając pytania o sens walki i granice moralne jednostki. Jego przesłanie jest wciąż aktualne, a analiza postaci Kordiana i jego wyborów pozostaje interesująca zarówno w kontekście literackim, jak i historycznym.

29.07

Społeczna Rada Naukowa Teatru Klasyki Polskiej

W minionym tygodniu odbyło się pierwsze posiedzenie Społecznej Rady Naukowej Teatru Klasyki Polskiej.
 
Oddolnej inicjatywie środowiska naukowego przewodniczy prof. dr hab. Ewa Hoffmann-Piotrowska (UW).
 
W skład rady weszli m.in. prof. Elżbieta Nowicka (UAM), prof. Urszula Kowalczuk (UW), dr Paweł Płoski (AT), prof. Paweł Stępień (UW), prof. dr hab. Tomasz Chachulski. To niezwykle inspirujące spotkanie odsłoniło nowe przestrzenie współpracy ludzi teatru i akademików. Stworzenie nowych gatunków edukacyjnych, wspólne prace nad rekonstrukcją klasyki i ukazywaniem historii języka to tylko niektóre z wielu ciekawych pomysłów na wsparcie merytoryczne TKP przez radę.
 
Efektem działalności rady będzie promowanie twórczości polskich autorów i kultury języka polskiego, wsparcie działalności edukacyjnej lokalnych partnerów w zakresie klasyki oraz prezentowanie i promowanie klasyki wśród młodzieży. Jest to nasza odpowiedź na potrzebę docierania ze sztuką w miejsca z ograniczonym dostępem do kultury.

04.06

Premiera „Bajki nie tylko o smoku”

Tego jeszcze w Teatrze Klasyki Polskiej nie było! Dzięki naszej wizjonerce Lidce Sadowej zrealizowaliśmy klasyczną bajkę Ireneusza Iredyńskiego i zagraliśmy dla najbardziej wymagającej widowni czyli… dzieci! Była niepewność, jak zareagują – czy wczują się w klimat miasteczka Parasol? Czy wystarczy skupienia, żeby dotrwać do końca? Okazało się, że tak! Z zapartym tchem i wypiekami na twarzy mali widzowie obserwowali, słuchali, klaskali i śpiewali. Towarzyszył nam klimat rodzinności i teatralnej magii. Za jej wytworzenie dziękujemy Twórcom I Twórczyniom:

 

– Aktorom i Aktorkom (Małgorzata Mikołajczak, Magdalena Jaworska, Leszek Zduń, Tomasz Drabek, Robert Latusek, Sławomir Orzechowski, Paweł Lipnicki, Marta Dylewska, Karolina Piwosz, Justyna Fabisiak, Bartosz Turzyński, Przemysław Wyszyński) za całą pracę włożoną w przygotowanie spektaklu, wiemy ile wysiłku włożyliście w stworzenie tego magicznego scenicznego świata
– Oli Redzie – za czarującą, minimalistyczną i ciekawą scenografię
– Natalii Burzyńskiej i Marcie Kopańskiej – za eklektyczne, barwne i urocze kostiumy
– Piotrowi Łabonarskiemu – za piękną muzykę
– Kamilowi Małaniczowi – za teksty piosenek
Oklaski po każdej piosence były absolutnie zasłużone!
– Paulinie Staniszak – za przygotowanie energicznego i uroczego ruchu scenicznego
– Joannie Banaszkiewicz – za przygotowanie wokalne naszych kochanych aktorów
– Marcinowi Jaczkowskiemu – za mistrzowską reżyserię światła

 

oraz

 

– Basi Ojrzeńskiej, czyli inspicjentce zawsze na posterunku
– niezrównanej ekipie produkcyjnej, dla której nie istnieją problemy nie do rozwiązania – Natalii Przyborek i Karolinie Dąbrowskiej
– Ekipie technicznej – nasi Avengersi pracujący niestrudzenie, bez których wszystkie nasze wysiłki nie miałyby sensu
– Tym wszystkim, którzy stanowią tzw. „teatralne zaplecze” i z wielkim oddaniem w wykonywane przez siebie prace wkładają całe swoje serca i talenty, żebyśmy mogli grać, tworzyć i spotykać się z Wami kochani Widzowie

 

Dziękujemy również spadkobiercom autora „Bajek nie tylko o smoku” Ireneusza Iredyńskiego za możliwość adaptacji oraz pracy z tym wyjątkowym tekstem.

29.04

Najpiękniejsze bajki i wiersze Ignacego Krasickiego oraz wiersze Zbigniewa Herberta

4 i 5 maja w oficynie Ermitażu, aktorzy związani z Teatrem Klasyki Polskiej będą czytać dla Państwa najpiękniejsze bajki i wiersze Ignacego Krasickiego, oraz wiersze Zbigniewa Herberta.

 

Czytają: Marta Dylewska, Lidia Sadowa, Małgorzata Mikołajczak, Dariusz Kowalski, Robert Latusek, Ksawery Szlenkier, Bartosz Turzyński, Maciej Wyczański

 

4 maja oficyna Ermitażu, godz. 12:00 i 16:00 - Klasycy w Łazienkach. Krasicki.

(czas trwania 1 h)

5 maja oficyna Ermitażu, godz. 12:00 i 16:00 - Klasycy w Łazienkach. Herbert.

(czas trwania 1 h)

 

bezpłatne rezerwacje: bow@teatrklasykipolskiej.pl

 

Ignacy Krasicki nazywany był Księciem Bajek i Satyr. Zbigniewa Herberta okrzyknięto Księciem Poetów. Za sprawą Teatru Klasyki Polskiej obaj twórcy spotkają się w godnym ich rangi miejscu – Łazienkach Królewskich. Podczas tego wyjątkowego wydarzenia usłyszymy bajki Krasickiego, uznawanego za najwybitniejszego pisarza polskiego Oświecenia, w lekkiej formie przedstawiające poważną refleksję natury filozoficznej, społecznej i humanistycznej. Uprawiał ją również Herbert. Aktorzy Teatru Klasyki Polskiej wykonają, między innymi, jego „Nike, która się waha”, „Co robią nasi umarli” i nieśmiertelnego „Pana Cogito”. W zestawieniu z takimi utworami Krasickiego, jak „Przyjaciele”, „Mądry i głupi”, „Ptaszki w klatce” i „Lew pokorny” dostarczą inspirującego materiału do refleksji, zapewnią szlachetną rozrywkę, wzruszą, rozbawią, urzekną pięknem polszczyzny i zachwycą bogactwem myśli.